Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 1: Plan Syriusza

       Słońce powoli zachodziło nad Hogwartem, powlekając szyby pomarańczowym blaskiem. W pojedynczych oknach płonęły już światła, w innych wykorzystywano jeszcze ostatnie promienie zachodzącego słońca.

      Lily jak zwykle jako ostatnia wyszła z sali transmutacji, tym razem niosąc w ramionach dwie grube książki pożyczone od profesorki. Gruby splot rudych włosów opadał na jej ramię, a kilka niesfornych kosmyków wymknęło się na piegowatą, pociągłą twarz. Wyglądała na zmęczoną. Na piersi błyszczała pozłacana odznaka prefekta.
Powolnym krokiem szła przez korytarz, całkowicie pogrążona we własnych myślach. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że pod jedną ze ścian ktoś stoi i uważne ją obserwuje.
- Naprawdę nie mam dzisiaj siły się z tobą droczyć, Potter – mruknęła zniechęcona, mijając chłopaka. Ten ruszył za nią powoli.
- Więc umów się ze mną, Lily.
Dziewczyna przystanęła na moment, policzyła w myślach do dziesięciu, po czym wzięła głęboki oddech.
- Nie – odparła spokojnym tonem, dumna, że udało jej się nie wybuchnąć. James poczuł znajome ukłucie złości i rozczarowania.
- Evans - Jego ton zrobił się bardziej natarczywy, jednak dziewczyna nie zareagowała i szła spokojnie w swoją stronę. Już chciał powiedzieć coś więcej, gdy poczuł na swoim ramieniu czyjąś ciężką dłoń.
- Daj spokój, stary. Zachowujesz się jak maniak.
Potter odwrócił się na dźwięk głosu swojego przyjaciela, Syriusza Blacka. Chłopak spoglądał za oddalającą się dziewczyną, która jakby lekko zwolniła, nasłuchując.
- Chodź. - Pociągnął Jamesa w drugą stronę. Przeszli kilka metrów i zatrzymali się przed starym, pękniętym lustrem.
Black spoglądał na swojego przyjaciela. Nigdy nie rozumiał Jamesa i jego obsesji na punkcie rudowłosej kujonki. Być może figurę miała całkiem niezłą i twarz wcale nie najgorszą, jednak obyło się bez rewelacji. Syriusz widział setki ładniejszych dziewczyn niż ona. Była mądra – fakt, nie zamierzał temu zaprzeczać, jednak sądził, że dobre stopnie zawdzięczała swojej pilności, a nie wrodzonemu talentowi. Była samotnikiem, niewielu dobrze ją znało i jeszcze niecałe półtora roku temu włóczyła się wszędzie z tym zaplutym Smarkerusem. Na wszystkich przedmiotach siedziała z Irmą, która była jej chyba jedyną bliską koleżanką, czy może nawet przyjaciółką? Cholera wie, jak to jest między kobietami. Jednak o ile Evans nawet darzył sympatią, Irmy nie mógł znieść. Liczyły się dla niej jedynie dobre stopnie, które uzyskiwała chyba tylko ze względu na dbałość nauczycieli o własne zdrowie psychiczne. Dziewczyna była zdolna popaść w histerię jeśli dostała gorszą ocenę. Czasem sądził, że Evans zadaje się z nią tylko dla świętego spokoju. O ile dłuższe przebywanie z Irmą można określić takim mianem.

- Nie będę ci kolejny raz mówił, że cię nie rozumiem. Że robisz z siebie idiotę i pośmiewisko. Czemu w końcu nie odpuścisz? - Spytał, gdy przechodzili tajnym przejściem znajdującym się za taflą lustra. James milczał.
- Znam milion lepszych niż ona. I, uwierz, umówiłyby się z tobą.
- Ale ja nie chcę innych. - James spojrzał na niego niespokojnie. - Chcę Evans.
Syriusz przewrócił oczami.
- Przesadzasz. Pogrzebałbyś w końcu męską dumę.
Potter parsknął śmiechem na te słowa.
- Nie wierzę, że słyszę tę radę właśnie od ciebie, Łapo.
Usta Blacka też rozciągnęły się w uśmiechu.
- Czasem trzeba spasować, James. Po takim czasie.
- A mi się wydaje, że zaczęła w końcu mięknąć. Przestała się wydzierać, jest spokojna.
- Masz rację, wydaje ci się. Jest zmęczona. Egzaminy, to trudny czas dla kujonów.
Potter pacnął go w tył głowy.
- A tak przy okazji – dodał po chwili Black. - Chyba wypadałoby zajrzeć do książek.


      Gdy weszli do pokoju wspólnego, donośniejszy niż zwykle gwar rozmów przyciągnął ich uwagę. Remus siedział z dziewczynami z roku, Lizzy i Gwen na sofie tuż przy wejściu. Na kolanach chłopaka leżało wieczorne wydanie Proroka Codziennego.
- Wszystko w porządku? - James pochylił się nad Remusem. - Co się dzieje?
Trójka podniosła na nich wzrok, a ich miny nie wróżyły nic dobrego.
- Minister Magii zaginął. - Lupin pokazał mu pierwszą stronę gazety, gdzie na czarno-białym zdjęciu łysy, wąsaty jegomość o pociągłej, szczupłej twarzy wiercił się w ewidentnie przyciasnej szacie wyjściowej.
- Jak to? - Black wziął gazetę i przeleciał wzrokiem kilka pierwszych zdań artykułu. Przekartkował i gdy zobaczył, że ciągnie się przez trzy strony, zrezygnował i spojrzał na Lupina pytająco.
- Streścisz?
Chłopak westchnął.
- Większość tekstu to opis jego życiorysu oraz wspaniałej rodziny. Wiadomo tylko tyle, że był umówiony na spotkanie z przedstawicielami jakiejś samozwańczej organizacji do spraw ochrony mugoli przed nasilającymi się ostatnio atakami. Nalegał, żeby iść sam, twierdził, że nie potrzebuje eskorty. Minęły trzy dni. Nie wrócił. O organizacji nikt więcej nie słyszał, więc cała sprawa jest ogólnie podejrzana.
Syriusz przysiadł na oparciu sofy, marszcząc czoło. Zerknął na Lizzy i Gwen, które siedziały cicho, spoglądając tylko na nich zaciekawionym wzrokiem.
- Możecie nas zostawić na moment, dziewczyny?
Po chwili Black i Potter opadli na puste miejsca po obu stronach Lupina.
- Podejrzane – orzekł w końcu James. - Myślicie, że stoi za tym Voldemort?
Black kiwnął głową.
- A któż by inny? Komu jeszcze mogłoby zależeć na uprowadzeniu ministra w tych czasach. Nie wiem tylko jak mógł być tak głupi, że dał się tak łatwo podejść.
- Może Imperius? - wtrącił Remus. Syriusz pokręcił przecząco głową.
- Gdyby był pod jego działaniem, nie byłoby potrzeby się go pozbywać.
- Fakt.
Umilkli, zastanawiając się.
Nagłe milczenie przerwał James.
- Patrzcie, chyba nawet Dziwaczka się przejęła.
Wszyscy jak na komendę spojrzeli w stronę najdalej oddalonego od nich kąta pokoju. Na osamotnionym fotelu, umiejscowionym najdalej od wszystkich jak się tylko da, siedziała dziewczyna. Miała ciemne, postrzępione krótkie włosy. Spod szaty szkolnej wystawały nogi w czarnych, cienkich i podziurawionych rajstopach. Usta pokryte miała bordową szminką. Na kolanach trzymała Proroka Wieczornego i z zagryzioną wargą czytała drugą stronę artykułu.
- Ach. I widzisz James, to jest dziewczyna z charakterem, nie to co twoja Evans – powiedział Syriusz, po dłuższej chwili przypatrywania się dziewczynie.
- Matko – odezwał się nagle Remus. - Kompletnie zapomniałem jak ona ma na imię.
Pozostali zaśmiali się.
- Jak połowa Hogwartu – zaśmiał się James. - Dziwaczka. Charakter, Syriuszu? Ja bym tam się do niej nie zbliżył.
Black zaśmiał się.
- Ja też nie, ale musisz przyznać. Jest inna.
- Chyba trochę za bardzo.
Syriusz podążył za wzrokiem Jamesa, który wpatrywał się w przeciwny kąt pokoju.
Przy stole pod oknem siedziała Lily, skrobiąc zawzięcie piórem na długim zwoju pergaminu. Pod książką leżał zagięty Prorok Wieczorny, jednak ona nie dała się ponieść ogólnej gorączce. Syriusz patrzył z zaciekawieniem, jak nawet Irma odkłada podręcznik i wdaje się w gorącą dyskusję z chłopakami z piątego roku. W końcu oderwał od niej wzrok i pokręcił głową, przeklinając w duchu Jamesa i jego zawziętość. Nie potrafił tego zrozumieć.



      Wiekowy budzik rozdarł brzęczeniem ciszę panującą w dormitorium dziewczyn szóstego roku. Lily szybkim ruchem wyciszyła dźwięk, nim zdążył obudzić kogokolwiek innego. Usiadła na łóżku, rozsuwając zasłony. Pozostałe trzy łóżka były przysłonięte, oprócz jednego, pustego. Dziwaczka. Po raz kolejny nie nocowała w dormitorium. Lily ciekawa była, gdzie dziewczyna znika tak często na całe noce. Współlokatorki naśmiewały się, że pewnie odprawia czarnomagiczne rytuały, jednak Evans to nie śmieszyło. Spuściła stopy na chłodną podłogę i zaczęła przeszukiwać kufer stojący w nogach łóżka. Po chwili wyciągnęła z niego brązowy szlafrok. Naciągnęła go na ramiona i zabrała się, za porządkowanie pościeli. Za oknem wstawał kolejny, słoneczny dzień. Maj był jednym z jej ulubionych miesiąców. Zieleniejący się świat napawał ją optymizmem. Oznaczało to też niestety zbliżające się egzaminy i mnóstwo nauki, jednak Lily nie narzekała. Lubiła się uczyć.

      Gdy zeszła na wczesne śniadanie, przy stołach Wielkiej Sali siedzieli już pierwsi uczniowie. Jak zwykle o tej porze przy stole Gryffindoru siedziała jej zagubiona współlokatorka ze swoim chłopakiem, Markiem. Lily obserwowała ich niemal codziennie rano i nie mogła się nadziwić jak dobraną parą wydają się być. Chłopak był ze Slytherinu, co wśród jej kolegów z roku wzbudzało jeszcze większą niechęć, ponieważ taka kombinacja była poniekąd zakazana. Gryfoni nie przyjaźnili się ze Ślizgonam. A już na pewno nie wiązali się z nimi w jakieś poważne związki.
Evans spoglądała na nich raz po raz ukradkiem, ciekawa jak ta dwójka się dobrała. Veronica, bo tak miała na imię, zdawała się ignorować to, że większości nie podoba się jej wybór. Zerknęła na nich jeszcze raz. Veronica zawsze zadziwiała ją odważnym doborem kolorów. Mimo obowiązku noszenia szat szkolnych zawsze potrafiła nawet w nich uwydatnić swoją osobowość. Dzisiaj na nogach miała czerwone, cienkie rajstopy w zielone groszki. Usta jak zwykle pokrywała bordowa szminka, mocno kontrastująca z bladą skórą. W tym byli do siebie z Markiem podobni – z daleka biel jego skóry aż raziła. Oczy miał niemal błękitne, jednak włosy bardzo ciemne, sięgające czubków uszu. Srebrno-zielony krawat wisiał przekrzywiony, zawiązany w lekki węzeł. Wyglądali niecodziennie i odrobinę niesamowicie. Coś w ich sposobie zachowania kazało trzymać się od nich na dystans. Jakby wysyłali jakiś niemy przekaz. Mieli swój świat i jego się trzymali.

Evans wzięła do ust ostatnią łyżeczkę płatków i odstawiła miskę. Uczniowie coraz liczniej pojawiali się w sali. W oddali dostrzegła zbliżającą się Irmę, więc wstała pospiesznie, by uniknąć jej towarzystwa.
- Lily? - Dziewczyna była jednak szybsza. Uśmiechała się przymilnie. Ciemne włosy związała w dwa, długie kucyki. - Jak ty potrafisz tak szybko wstawać? – Zaszczebiotała wesoło. Lily tylko wzruszyła ramionami.
- Nie lubię długo spać.
Irma pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Dotrzymasz mi towarzystwa?
- Muszę skoczyć szybciej do Slughorna - Zrobiła kilka kroków w stronę wyjścia. - Zobaczymy się po drugiej lekcji! - Pomachała jej ręką i oddaliła się szybkim krokiem. W przejściu natknęła się na Remusa Lupina. Uśmiechnęła się do niego lekko.
- Jak zwykle już po śniadaniu. - Posłał jej zmęczony uśmiech. Dziewczyna przyjrzała mu się uważniej. Miał cienie pod oczami i wyglądał na wykończonego.
- Źle wyglądasz – powiedziała zmartwiona.
- Taki tydzień. - Wzruszył ramionami. Uśmiechnęła się współczująco.
- Gdzie reszta zgrai? - spytała, mając na myśli pozostałych huncwotów.
- Pytasz o mnie, Lily? - Zza pleców Remusa jakby znikąd wyłonił się James. Nad jego głowę wzleciał złoty zniczy. Złapał go zręcznym ruchem. Dziewczyna przewróciła oczami.
- Możesz tak to interpretować, jeśli będzie ci z tym lepiej – wyminęła ich, wpadając prosto na Syriusza. Chłopak patrzył na nią spod wysoko uniesionych brwi.
- Przepraszam – mruknęła niewyraźnie. Black uśmiechnął się krzywo, widząc jednocześnie rozmarzone spojrzenie Jamesa skierowane w jej stronę.
- Nic się nie stało – odparł sucho.
Lily wyminęła go szybko, posyłając Remusowi ostatni uśmiech i skierowała swoje kroki do lochów. Jak zwykle udało jej się ominąć tłum przy śniadaniu. Na całe szczęście.



- Widziałeś, Łapo? Pytała się Remusa, gdzie jestem! Mówiłem, że zaczyna mięknąć. - James usiadł z impetem na ławie, a jego oczy błyskały radośnie. Black przewrócił oczami, nie odpowiadając. Jego przyjaciel często miewał takie chwile ogromnej nadziei, które przeważnie przy pierwszej nadarzającej się okazji były przez Evans bezlitośnie niszczone.
- James - wtrącił się delikatnie Lupin. - Pytała się o waszą trójkę, nie konkretnie o ciebie.
- Interpretuj to jak chcesz. Ja i tak wiem swoje. - Chłopak z zapałem zabrał się za smarowanie tosta dżemem.
Syriusz spoglądał na niego, nawet nie tknąwszy jedzenia. Irracjonalne zachowanie przyjaciela i niechęć Evans zaczynały mu działać na nerwy bardziej niż kiedykolwiek. Kiedyś go to śmieszyło, od jakiegoś czasu jednak wydawało mu się to idiotyczne. Zdał sobie sprawę, że jego najlepszy przyjaciel robi z siebie idiotę. I to jakim kosztem? Rudej, beznadziejnej kujonki. Wstał gwałtownie, skupiając na sobie uwagę przyjaciół.
- Wszystko w porządku? - Remus spojrzał na niego podejrzliwie, rozszyfrowując z jego miny, że coś musi być bardzo nie tak.
- Boli mnie głowa. Skoczę do Skrzydła Szpitalnego po coś od bólu. - Skrzywił się teatralnie. Lupin w dalszym ciągu mierzył go podejrzliwym spojrzeniem. James zaś tylko pokiwał głową, odwracając się do Petera, który był tak zaaferowany jedzeniem, że stanowił dla niego idealnego słuchacza.


      Syriusz wyszedł przed drzwi Wielkiej Sali i przystanął niezdecydowany. Dokąd ta Evans poszła? Z kierunku jaki obrała po ich spotkaniu zdecydował, że musiała udać się do lochów. Zresztą to by się zgadzało, za pół godziny miały zacząć się eliksiry. Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę schodów.
W lochu jednak nikogo nie było. Sala była zamknięta na cztery spusty, a wokół nie było widać żywej duszy. Przeszedł się wzdłuż, oczekując, że może czeka na jednej z kamiennych ław, te jednak także były puste. Przystanął, oparłszy się o ścianę. Nagle do jego uszu dobiegł cichy trzask, dochodzący zza drzwi naprzeciwko. Podszedł do nich niepewnie. Usłyszał ciche kroki i jakby odgłos bulgoczącej wody. Rozważył kto może tam być, uznał jednak, że zawsze może udać pomyłkę. Powoli otworzył drzwi. Stał na progu niewielkiej sali. Pod ścianami stało zaledwie kilka stołów z kotłami o różnych wielkościach. Przy tym położonym najdalej od drzwi stała Lily i mieszała chochlą w niewielkim kotle, czytając coś z otwartej grubej księgi.
Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciła się gwałtownie.
- Black! - Syknęła. - Och! - Spojrzała na kocioł. - Przez ciebie się pomyliłam! - Błękitny wywar przybrał barwę ciemnego granatu. Szybkim ruchem zmniejszyła ogień pod kotłem.
- Mogę wejść? - Spytał chłopak niepewnie. Dziewczyna tylko pokiwała głową.
- Co tu robisz? - Podszedł do niej i zerknął ponad ramieniem. Dziewczyna mieszała teraz w przeciwną niż wcześniej stronę zmieniając cały czas temperaturę. Eliksir powoli przybierał na powrót błękitny kolor. Nie odpowiedziała, dopóki nie wrócił całkowicie do poprzedniej postaci. Odłożyła chochlę na metalowy stojak.
- Slughorn pozwala mi tu przychodzić, gdy chcę wypróbować jakiś eliksir. I myślę, że nie jest to nic niezwykłego. - Spojrzała na niego z ukosa. - Co ty tu robisz zamiast siedzieć w Wielkiej Sali ze swoją świtą?
- Chciałem pogadać o Jamesie.
Lily zamarła w pół ruchu nad książką.
- Co znowu? - Jej ton ochłodził się o kilka stopni.
Black zmierzył ją wzrokiem. Usta ściągnęła w wąską linię.
- To mój najlepszy przyjaciel i nie mogę znieść tego jakiego idiotę z siebie robi, próbując cały czas się z tobą umówić – powiedział oschle. - Dlaczego jesteś taka uparta?
Evans zaśmiała się, odrywając wzrok od tekstu. Spojrzała na niego kpiąco.
- Ja jestem uparta? Potter to nadęty narcyz. Nie mam ochoty się z nim umawiać.
- Nawet dla...
- Nawet dla świętego spokoju – dokończyła za niego. Rzuciła mu pełne niechęci spojrzenie. - On cię tu przysłał? Nowa taktyka? - Zaśmiała się gorzko.
- Nie. Po prostu nie mogę już tego znieść.
- Przez tyle czasu jakoś ci to nie przeszkadzało – zauważyła beznamiętnie, sięgając do kuferka stojącego na brzegu stołu. Wyciągnęła z niego niewielki słoiczek. Przez chwilę nie odpowiadał, więc zerknęła na niego. - Hm?
- Kiedyś to było śmieszne – powiedział w końcu. - James to naprawdę fajny chłopak.
Evans zaśmiała się ironicznie.
- Jakoś trudno w to uwierzyć. Dla mnie to ktoś, kto zawsze musi postawić na swoim i patrzy tylko na siebie. Egoista. To nie on był przez to pośmiewiskiem. Ja byłam! - Spojrzała na niego, a w jej oczach dostrzegł żal wymieszany ze złością.
- Dziewczyna Pottera, tym byłam dla wszystkich. Dla każdego chłopaka. A nie chciałam!
- Bo nigdy nie go nie poznałaś. Gdybyś dała mu szansę.
Evans zatrzasnęła książkę i spojrzała na niego z wściekłością.
- Słuchaj, Black, nie baw się w jego adwokata. James też mnie nigdy nie poznał.
Syriusz patrzył w jej zielone oczy pełne złości. Rude kosmyki opadały na jej twarz. Liczne piegi złociły się na nosie.
- Idź stąd, przeszkadzasz mi! - Lekko pchnęła go w stronę drzwi.
- Popełniasz błąd, Evans.
- Chyba tylko w twoim mniemaniu – warknęła, wypychając go za drzwi.
- Daj mi chociaż powiedzieć!
- Cześć. - Zamknęła mu drzwi przed nosem. Po chwili rozległ się szczęk zamka. Syriusz walnął pięścią w ścianę.
Co za uparta dziewczyna! Nawet nie dała mu nic powiedzieć. Wszystko wie najlepiej, oczywiście!
- Za kogo ona się ma? - Mruknął pod nosem. Spojrzał na zaczerwienioną dłoń. Usiadł pod drzwiami sali eliksirów, uznając, że nie ma sensu wychodzić stąd skoro za piętnaście minut zaczynają się zajęcia. Oparł głowę o chłodną ścianę, pogrążając się w nie za wesołych myślach. Cholerna Evans. Zawsze wszystko musi wiedzieć najlepiej!


      Przez następne kilka dni Syriusz zauważył, że Evans ewidentnie go unika. Humor Jamesa zmieniał się jak w kalejdoskopie, od skrajnej depresji po euforię. Black był już tym zmęczony. A i Evans działała mu na nerwy. Kilka razy złapał ją, że przygląda mu się uważnie. Pierwsze kilka razy połechtało to jego męską dumę, jednak dopiero za którymś razem zdał sobie sprawę, że nie są to zbyt przyjazne spojrzenia.
- Więc tak czuje się James - mruknął do siebie na obronie przez czarną magią. Kilkakrotnie próbował gdzieś ją złapać, jednak zwinnie mu się wymykała.
- Cholera, naprawdę zachowuję się jak Rogacz – zdał sobie sprawę, gdy podążył za nią do biblioteki sobotniego popołudnia. Zły na samego siebie opuścił zamek i udał się na boisko. Nie włożył nawet sportowej szaty. Po prostu wzbił się w powietrze, zostawiając wszystkie zmartwienia daleko w dole. Jednak nie mógł latać w nieskończoność. Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, spojrzał ostatni raz na Hogwart skąpany w czerwieni chowającego się słońca i skierował się na ziemię. Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy na ławce rezerwowych dostrzegł rudowłosą dziewczynę.
- Evans. - Spojrzał na nią niezbyt entuzjastycznie.
- Black. - Jej wzrok nie był wiele przyjaźniejszy. Wzięła głęboki wdech, splatając dłonie. - Rozumiem, że Potter to twój przyjaciel i chcesz mu pomóc. Proszę cię tylko, żebyś był mądrzejszy niż on i to zrozumiał. Nie chcę się z nim umówić. - Wyrecytowała, spoglądając na niego niepewnie. - Nigdy nic do ciebie nie miałam, więc nie chcę mieć w tobie wroga.
Black zaśmiał się.
- Wroga. Oj Evans, Evans. - Wzruszył ramionami. - Nie to nie. - Zauważył jej oczekujący wzrok. Wiedział do czego zmierza. Przewrócił oczami. - Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem? - Dokończył niepewnie. Kiwnęła zadowolona głową.
- W porządku. - Zagryzła wargę, mierząc go wzrokiem. Przez moment zdało mu się, że w jej oczach dostrzegł błysk ironii. Zamrugał i wrażenie minęło. - Bo już się zastanawiałam, gdzie podział się twój zwyczajowy urok osobisty – parsknęła.
- Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło. - Zmrużył oczy, czując jak jego wargi rozciągają się w mimowolnym uśmiechu. Dotarło do niego, jaki błąd popełniał Rogacz. Evans nie znosiła być do czegoś zmuszana. Potter był dla niej dyktatorem. Nie miał pojęcia jak ją do niego przekonać. Najwyraźniej będzie to wymagało wielu delikatnych zabiegów. Jeśli tylko będzie miał okazję. Nachmurzył się. Nie chciał marnować na to całego swojego czasu. Zresztą Anabella, jego dziewczyna na pewno zacznie zrzędzić jeśli zacznie spędzać czas z inną dziewczyną, nawet jeśli będzie nią samotnica Evans.
- Wracasz do zamku? - Spytał, przerywając ciszę. Lily zmierzyła go wzrokiem.
- Radzę wziąć prysznic inaczej twój wizerunek może srogo ucierpieć – Syriusz zerknął na swoją szatę. Faktycznie był zabłocony i przepocony.
- Nie jestem przez to bardziej... męski? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Evans parsknęła śmiechem, kręcąc głową.
- Na razie. - Machnęła ręką i ruszyła w stronę zamku. Syriusz patrzył jak oddala się pospiesznym krokiem, a jej włosy wśród zachodzącego słońca zdają się być jeszcze bardziej rude niż zwykle. O ile to w ogóle możliwe. Nagle zdał sobie sprawę, że wciąż lekko się uśmiecha.



      Black wszedł pewnym krokiem do Pokoju Wspólnego. Rozejrzał się, poszukując kogoś znajomego. Zerknął na stolik pod oknem, jednak dzisiaj siedzieli przy nim drugoroczniacy.
- Ej, Łapo! Tutaj! - odwrócił się i dostrzegł Jamesa i Petera siedzących na ich zwyczajowym miejscu, dokładnie pośrodku drogi między portretem i kominkiem. Na jego ulubionym fotelu dostrzegł Anabelle. Podniosła się na jego widok.
- Gdzie się podziewałeś? - Zamruczała mu do ucha, ciągnąc go za krawat. Spojrzał na nią, czując jak jego serce przyspiesza bieg. Wpił się zachłannie w jej wargi, a ona nie pozostała mu dłużna. Dopiero po dłuższej chwili oderwali się od siebie, by odetchnąć. Jej policzki były zarumienione, a oczy błyszczały pożądliwie.
- Męskie sprawy, skarbie – szepnął, gryząc ją delikatnie w ucho. Dziewczyna zachichotała cicho. Opadł na fotel, a Anabelle na jego kolana. Wtuliła się w jego szyję, bawiąc się włosami. Jej ciemne loki opadły na twarz i zgrabne ramiona. Black przyglądał się jej zachłannie.
Z przeciwnej strony dobiegło ciche chrząknięcie.
- To gdzie byłeś? - James spojrzał na niego nagląco. Zerknął na Petera, który patrzył na Anabelle jak na wyjątkowo smakowity słodycz. Black westchnął.
- Kochanie, skoczysz do Rity poplotkować?
Anabelle westchnęła.
- Same tajemnice. - Złożyła na jego ustach ostatni długi pocałunek, po czym odeszła, kręcąc biodrami. Syriusz rozsiadł się wygodniej w fotelu. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Latałem na miotle. - Spojrzał za Anabelle. Miała niesamowicie wąską talię i długie nogi. - Niesamowita. Właśnie taką dziewczynę powinieneś sobie znaleźć, Rogaczu.
Ten tylko uśmiechnął się.
- Dobrze wiemy, że za niedługo ci się znudzi.
Black zaśmiał się.
- Możliwe. Jestem jeszcze za młody, żeby się wiązać na poważnie. A tyle rzeczy jest do wypróbowania – zerknął w drugi kąt pokoju, gdzie kilka dziewczyn siedziało, spoglądając co chwila w ich stronę.
Peter patrzył na niego wielkimi oczami.
- Co Glizdku?
Ten tylko pokręcił głową.
- Jak ty to robisz?
- Co?
- No... Z dziewczynami. - Peter wyraźnie się zmieszał. Black zaśmiał się.
- Biorę. Po prostu biorę, co chcę – mrugnął do niego, wstając z fotela. Już po chwili był przy Anabelle. James nawet tego nie zauważył. Patrzył jak zahipnotyzowany w jeden punkt.
- Biorę... - szepnął do siebie, wpadając na szalony pomysł. Zaśmiał się radośnie, klepiąc zaskoczonego Petera po ramieniu.
 - Jesteś genialny! - Rzucił w przestrzeń i wybiegł z Pokoju Wspólnego. Peter wzruszył ramionami zrezygnowany.
- Gdyby tak ktoś jeszcze o tym wiedział.

Komentarze

  1. Zauważyłam na twoim pierwszym blogu, że ruszyłaś z nowym blogiem. Na pierwszym blogu musisz troszkę poczekać na mój komentarz, bo jestem dopiero na 33 rozdziale. Natomiast jeśli chodzi o tego bloga to przyznam szczerze, że nigdy nie spotkałam takiego paringu. Jestem po prostu w szoku, że Lily Evans i Syriusz Black jako główni bohaterowie. Jednak oczywiście masz plus u mnie za to, bo Łapę uwielbiam zawsze i wszędzie :D
    Nie spodziewałam się, że przestawisz Rudą jako dobrą uczennicę i w dodatku bez przyjaciółek. Chociaż jest to fajny i oryginalny pomysł, który naprawdę zapada w pamięć. Mogę śmiało powiedzieć, że już w pierwszym odcinku ukazałaś dość mocną cechę charakteru Lily i to mnie zaciekawiło.
    Jednocześnie Syriusz, który jest niby z jednej strony nonszalancki, a z drugiej wspaniały przyjaciel. Zaskoczyłaś mnie, ze Syriusz tak długo wytrzymał biadolenie Pottera, ale... Ale teraz postanowił to zmienić.
    Coś czuję, że ta ICH rozmowa będzie dopiero początkiem w dalszych relacjach. Black doskonale wie, co powiedziała na temat Rogacza sama Evans, ale... No właśnie nie powiedział jemu tego. Zastanawia mnie czy był to zwykły przypadek, czy po prostu chce chronić Jamesa.
    Błędy:
    1. Pisząc "czarno biały" używamy tego znaczka "-". Może to być czarno-czarny, biało-żółty etc., ale zawsze ten znaczek musi być zastosowany.
    2. Staraj się unikać wielokropka, bo psuje to całość. Można po prostu postawić kropkę i tyle.
    3. Urywasz czasami w dziwnych miejscach zdanie.
    Może warto przeczytać dany akapit na głos i można dość szybko zobaczyć swój własny błąd.
    4. "Pierwsze kilka razy połechtało to mile jego męską dumę, jednak dopiero za którymś razem zdał sobie sprawę, że nie są to zbyt przyjazne spojrzenia." -> Nielogiczne zdanie. Usuń słowo "mile", a powinno być okey.
    5. Nie wiem czy z dialogami masz problem, ale podam taką pewną instrukcję. Kiedy piszemy dialog to później używając formy mowy - powiedziała, krzyknęła, wyszeptała etc. nie stawiamy przy pierwszej wypowiedzi kropki i To piszemy z małej litery. Przy drugiej wypowiedzi jest przed tym kropka i zaczynamy z dużej litery.
    Np. - Black, proszę zabierz swoją rękę z mojej twarzy - powiedziała spokojnym głosem Lily.(kropka). - Normalnie zaraz cię walnę w tą twoją śliczną buźkę!
    Pisanie ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz. Ćwiczenie warsztatu pisarskiego później daje naprawdę duże efekty :)
    Gdybyś potrzebowała jakieś pomocy czy coś przy odcinku to zawsze służę pomocą.
    Reasumując powiem, że pierwszy odcinek wyszedł naprawdę dobrze. Teraz tylko czekać jak dalej rozegrasz tą całą sytuację :)
    Życzę weny i pomysłów.
    Pozdrowionka.

    p.s. Jakbyś mogła wyłącz weryfikację obrazkową.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za tak obszerny komentarz! Nad niektórymi z Twoich wytknięć staram się pracować od dłuższego czasu - tzn. ten rozdział jest już dość stary, kiedy jeszcze np. nie wyleczyłam się do końca z wielokropków. ;) Dawno temu co drugie zdanie kończyłam wielokropkiem! Zdałam sobie sprawę jak bardzo to jest irytujące, dopiero kiedy czytałam czyjeś opowiadanie zbudowane na tej samej zasadzie. Teraz jak go poprawiałam nie zwróciły mojej większej uwagi, chociaż powinny. Co do dialogów - jedyne chyba kiedy nie stosuję się do tego, co napisałaś to przy pytaniach kiedy np. - Jadłaś już coś? - Zapytał, mierząc ją szybkim spojrzeniem.
    Prawdę mówiąc męczę się nad tym problemem, bo czytałam już różne wersje i zostałam na razie przy tej. Poprawiłam już to co mi wytknęłaś.
    Ja wiem, że ten paring jest taki trochę z innej bajki i bardzo rzadki (sama nie wiem czy kiedykolwiek czytałam coś takiego), ale bardzo mnie przekonuje. Zresztą zobaczysz jak to rozegram. I tę Lily naprawdę lubię, bo czasami (ponoć także w moim drugim opowiadaniu) jest wkurzająca. A Łapę podobnie jak Ty kocham zawsze.
    Co do następnego rozdziału - myślę, że pomoc może się okazać nieodzowna! :) Zwłaszcza, że miałam trochę przerwy w pisaniu i boję się, że trochę zardzewiałam. Ale to chyba będziesz mogła ocenić, gdy doczytasz moje aktualne rozdziały (tzn. 3 rozdział tutaj, lub 56 na drugim blogu).

    Pozdrawiam i dziękuję.

    PS. Wyłączyłam weryfikację. Zapomniałam, że ona w ogóle tu jest, bo ja jako właścicielka bloga nie muszę jej przechodzić. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robienie błędów jest rzeczą ludzką. Sama przez trzy lata prowadziłam jednego bloga i nauczyłam się jednych rzeczy lepiej pisać, a inne gorzej. Najważniejszą zasadą jest to, żeby chcieć poprawiać się w tym, co robimy błędy. Sama na przykład mam ogromne problemy z przecinkami. Nigdy się nie nauczyłam zasad na tyle, żeby zawsze wiedzieć, gdzie powinny one stać :D
      Dałaś ten przykład ze zdaniem pytającym, no i obojętnie jakiego słowa użyjesz w formie mowy, czyli mówiła, krzyczała, spytała, zapytała, mruknęła, wyszeptała etc. piszemy "zawsze" z małej litery. Z dużej piszemy, kiedy damy zdanie na przykład "Dziewczyna wypowiedziała słodkim głosikiem" piszemy z dużej, bo mamy słowo "dziewczyna", jako określenie rodzaju męskiego czy żeńskiego. Kiedy użyjesz tak samo słowa "imienia" zaczniesz z dużej litery, bo tak samo jak wyżej określa rodzaj męski.
      Ja zawsze uwielbiam Jamesa za to, że tak bardzo się starał się o Lily. Niby robił z siebie głupka, ale było to, mimo wszystko przesłodkie. Natomiast Syriusz był zupełnym przeciwieństwem Rogacza. Obojga kocham i nie umiałabym wybrać jednego, który jest fajniejszy, lepszy czy przystojniejszy :P
      Sama uważam, że taki paring jest na pewno oryginalny. Spotkałam się z takim rodzajem raz, a że było to dawno, to jest to miłe oderwanie od Huncwotów, gdzie główny prym wiedzie Rogacz.
      Sama uważam się za czytelniczkę dość czepiającą się tekstu. Niby wyrażam to w dość kulturalny sposób, ale wiem, że może to czasami tak po prostu denerwować autorkę.
      Znowu się rozpisałam i musisz mi to wybaczyć. Przepraszam :)
      Pozdrawiam.

      p.s. Posiadasz może gg czy jakiś inny rodzaj kontaktu z tobą?

      Usuń
    2. Skoro w takim razie nawet przy pytaniach piszemy z małej, to czeka mnie DUŻO poprawiania. Nie wspominam nawet o Młodości L&J, gdzie starsze rozdziały to katastrofa, na pewno pod względem pisowni właśnie dialogów. No ale kiedyś muszę się za to wziąć.
      Ja nie mówię, że Jamesa nie lubię, tylko miłość do Lily to właśnie coś takiego słodkiego przeważnie. Tutaj chciałabym od tego uciec, pokazać też coś zakazanego. Ważny będzie tutaj motyw przyjaźni między chłopakami i jej siły.
      I fakt, czasami irytuje mnie wytykanie błędów, zwłaszcza gdy jest ich sporo, ale nie jest to irytacja na wytykającego, a bardziej na siebie. ;) Dlatego wytykaj mi błędy! I długie komentarze, to na pewno nie coś, za co trzeba przepraszać. ;)

      GG mam, ale teraz wchodzę na nie raz na ruski rok. Możesz się odezwać do mnie mailowo (podałam adres w proroku codziennym na drugim blogu) i tam możemy się dogadać jeśli idzie o jakąś inną formę kontaktu.

      Pozdrowienia.

      Usuń
    3. Znalazłam twojego e-maila na twoim pierwszym blogu i tam się dłużej rozpisałam :)

      Usuń

Prześlij komentarz